Poród nie jest łatwy. To tak jakby coś tam na dole cię rozrywało, a ty parciem musisz to kontynuować, nie da się przestać. To maraton wysiłku. Nie ma przerw, odpoczynków, nie możesz zatrzymać bieżni i chwilkę odsapnąć. Piętnastą godzinę musisz mieć nadal siłę by to skończyć. Zastanawiasz się czemu nie załatwiłaś cesarki? Czemu nigdzie nie pisze, że to taki przeszywający ból? Prawda jest taka, że póki nie doświadczysz, nie wiesz co to znaczy rodzić. Możesz się tylko domyślać.

Zostawili mnie na 5 godzin samą w łóżku, dziecko zabrali. „Proszę odpoczywać”. A ja nie mogłam zmrużyć oka, bo adrenalina w moich żyłach wciąż pulsowała. Próbowałam zrozumieć co się stało, przypominałam sobie bez końca chwilę kiedy mi Polę podali, próbowałam przywołać jej obraz w moim wymęczonym umyśle.

Kolejne dni liczyłam tylko rankami. „Byle do rana”. Wtedy zabierali małą, a ja mogłam się umyć. Nie wiedziałam czy mogę iść pod prysznic kiedy ona śpi, czy mogę zostawić ją samą w pokoju i iść do łazienki do niego przyległej? Czy może powinnam wjechać wózeczkiem do łazienki i patrzeć się na nią nawet jak jestem pod prysznicem? Więc do toalety nie chodziłam, tylko rano, jak ją zabierali, no i jak przychodził Bartek.

Mój mąż był prawdziwym bohaterem. Nie krzywił się, pomagał mi siadać, myć się, przystawiać małą do piersi. Bez niego to byłaby masakra. Zawsze o 11 wchodził do sali i kazał mi iść spać. Zajmował się dzieckiem, chodził z nią po korytarzu, tulił. Tylko przynosił ją na karmienie.

Karmienie w szpitalu to była porażka. Bolące sutki i piersi nabrzmiałe od mleka. Płakałam przystawiając małą. Nikt nie kwapił się mi pomóc. Może nikt nie umiał. Po dwóch tygodniach ból był nie do zniesienia. Na sutkach miałam strupki, przy każdym karmieniu na moich policzkach pojawiały się łzy. Zadzwoniłam do doradcy laktacyjnego, bo wyczytałam, że skoro boli to moja wina, ja coś robię źle, to ma być przyjemność, nie kara. Umówiłam się z nią na kolejny tydzień, nie wydawała się miłą kobietą.

Po jednym dniu, nie wiadomo dlaczego ból sutków zniknął. Odwołałam doradcę. Stwierdziłam, jeszcze poczekamy. Jak za dotknięciem różdżki zrozumiałam, co to jest przyjemność karmienia. Trzeba było więc trzech tygodni, nie trzech dni jak wczytałam, by ból minął.

Na początku wstawanie w nocy do małej nie było dla mnie problemem. Pola od urodzenia wiedziała, że w nocy się śpi, jednak co trzy godziny, czasem co dwie, domagała się pokarmu, po czym z powrotem zasypiała. Całe szczęście nauczyłam się w końcu karmić na leżąco i pozwalałam małej spać z nami, żebym nie musiała wstawać do jej łóżeczka i rozbudzać się te kilka razy w nocy.

Nie wiem dlaczego jednak, myślałam, że taki stan rzeczy nie będzie się utrzymywać dłużej niż miesiąc. Byłam pewna, że Pola później dorośnie i już w nocy tak jak w książkach pisze, będzie spała cztery, a nawet pięć godzin pod rząd bez jedzenia. Zdarzyło się tak raptem trzy razy w ciągu trzech miesięcy. W każdy inny dzień, co trzy godziny byłam na nogach.

Dni przez pierwsze dwa miesiące upływały mi jak we śnie. Półprzytomna błądziłam między sypialnią i salonem, zapomniałam nawet, że przecież można się napić kawy. Pola popłakiwała od czasu do czasu, pomagało branie na ręce, danie cyca, czasem zmiana pieluchy. Całkowicie nie rozumiałyśmy się. Czekałam na cud, że to z czasem się zmieni.

Tak się stało, po tym jak pod koniec drugiego miesiąca jej życia trafiłam na książkę Tracy Hogg. U mnie łatwy plan proponowany przez autorkę zdziałał cuda. Mała sama zasypiała w dzień, jak w zegarku co dwie i pół godziny na 45-60 minut. To był czas na drzemkę, na bloga, na obiad. W nocy jednak pojawiły się gazy i mała wiła się bez opamiętania od 4 do 7 rano. Ja czuwałam.

Po trzecim miesiącu uparłam się, że w nocy karmić małą będę najwcześniej po czterech godzinach. Byliśmy raczej konsekwentni i jak mała się budziła, najpierw próbowaliśmy uspokajać ją smoczkiem, co okazało się trafionym pomysłem. Pola, patrząc z perspektywy tych ostatnich dwóch tygodni, wydłużyła nocny sen i na tą chwilę kładziemy małą między 20 a 21, karmię ją o 23, przesypia do 4-5 rano, a po tym karmieniu od razu zapada z powrotem w sen, by obudzić się o 7.

Teraz widzę, że po trzech miesiącach dziecko w końcu dorasta. Nie wierzyłam w ten termin, ale tydzień temu w dwa dni, nasze sesje między drzemkami i posiłkami wydłużyły się z dwóch i pół do trzech – czterech godzin. Dzięki tej zmianie, łatwiej mi wyjść z nią z domu, mam więcej czasu jeśli nie mam ochoty karmić na mieście.

Te trzy miesiące życia dziecka to taki test dla rodzica. Wytrwałości i cierpliwości. Test dla matek wyjących z bólu, test dla ojców, że z matkami wytrzymali. Test, z którego musimy wyciągnąć wnioski czy rodzicem być w ogóle lubimy.

Ja proszę Państwa, rodzicem być bardzo lubię.

Dodaj komentarz