W życiu codziennym wiele nieporozumień i niepotrzebnych kłótni bierze się stąd, że ktoś nie zrozumiał tego, co do niego mówiliśmy lub my nieprawidłowo rozkodowaliśmy treść komunikatu. Czy można uniknąć tych problemów? Czy istnieją skuteczne i proste sposoby na poprawę tego stanu rzeczy? Jak mówić, by nas zrozumiano?

Parole, parole, parole

„Rozumiem złość w twoich słowach, ale nie rozumiem słów”
William Szekspir „Otello”

Powyższy cytat uzmysławia posługującym się językiem, rolę poprawnego operowania jego narzędziami w procesie komunikacji z drugim człowiekiem oraz ze światem. Jako, że celem mówienia jest to, byśmy zostali zrozumiani przez innych, należy mówić tak, by umożliwić odbiorcom naszego komunikatu takie jego odczytanie, o jakie nam chodzi.

Dawniej również zastanawiano się nad wyżej postawionymi pytaniami, o czym świadczą porady z kalendarzy kuchennych naszych babć, w których doradzano trenowanie takich „dyscyplin” jak ziewanie, przeciąganie się, mruczenie, czy też mlaskanie. Mirosław Oczkoś – aktor i specjalista od emisji głosu nie gwarantuje jednak ich skuteczności.

W książce pt. „Sztuka poprawnej wymowy” radzi nam za to szczerze, byśmy lepiej zaserwowali sobie herbatkę z podwójną cytryną i (o zgrozo!) potrójnym cukrem. Tajemne składniki owego eliksiru, znane chemikom i diabetykom pod takimi nazwami jak: teina, witamina C, sacharoza mają zbawienne działanie dla naszych strun głosowych i gardeł jako takich.

Korzystne efekty może dać również „ciumkanie” (termin jak najbardziej fachowy) śliwki węgierki oraz zażywanie witaminki A+E. Za to unikać jak ognia należy alkoholu, napojów gazowanych, kawy (zwłaszcza przed wystąpieniami przed kamerą), soków i różnego rodzaju innych „dopalaczy”.

Rady warte przyswojenia, czyli co możemy zrobić, aby spotęgować nasze kompetencje oratorskie?

• Mówić w odpowiednim tempie – nie za szybko, lecz i nie wolno. Nade wszystko stawiać kropki i z rozmysłem stosować się do znaków przestankowych. Zdanie kilkakrotnie złożone lepiej jest powiedzieć, świadomie używając funkcji pauzy wewnątrzzdaniowej niż zakończyć jego artykulację na jednym wydechu.

• Pamiętać o sile swego głosu, która automatycznie przekłada się na głośność. Jeśli nie korzystamy z dobrodziejstw techniki nagłaśniającej, a z reguły mówimy raczej cicho, koniecznym jest nadanie naszej wypowiedzi atrybutu crescendum. Jeżeli natomiast dysponujemy donośnym głosem, należy przemawiać ciszej, gdyż w naszej kulturze podniesienie głosu jest oznaką agresji.

• Kolejną kwestią jest tzw. „mówienie na uśmiechu”. Zwłaszcza panowie zobowiązani są zwrócić baczniejszą uwagę na ten element. Paniom znacznie łatwiej jest wysławiać się, a przy tym emancypować swój dobry nastrój, tym bardziej, że kobiety z reguły częściej się uśmiechają.

• Powyższa uwaga wiąże się również z zaburzeniem kanałów komunikacyjnych polegającym na nieadekwatnym prezentowaniu faktów bądź opinii. Taką dychotomię obserwujemy w sytuacji, gdy treść komunikatu jest smutna, nacechowana ujemnie, lub opisuje tragiczne wydarzenia, a osoba będąca jego nadawcą mówi miłym, sympatycznym, a czasem wręcz zabawnym głosem.

• Spróbować wyeliminować dźwięki nieartykułowane tj. westchnienia, kaszlnięcia, stęknięcia, śmiech, drżenie głosu czy też powszechnie występujące „yyy”. Eksterminacji językowej winno się również poddać „połykanie” końcówek oraz „zjadanie” liter ze środka wyrazu. Wiele typowo polskich nazwisk zakończonych na –wski jest nieświadomie „kastrowanych” podczas ich wypowiadania z głoski „w” (swego czasu w mediach często słychać było „prezydent Kwaśnieski” zamiast „prezydent Kwaśniefski”). W przypadkach tego rodzaju głoskę „w” należy bowiem wymawiać jako „f”, lecz mało kto o tym wie lub pamięta.

Mówienie to sztuka

Mirosław Oczkoś w swoim poradniku podkreśla ponadto, że mówienie to, z racji bogactwa zagadnień z nim związanych, sztuka sama w sobie, lecz nie czysto akademicka i nie na tyle abstrakcyjna, by można ją było uznać za elitarną dziedzinę życia. Należy przyjąć do wiadomości i zapamiętać, że umiejętność poprawnego wysławiania się jest sztuką użytkową, czymś niezbędnym i powszechnie stosowanym.

Nie wolno jednak popadać w depresję, uświadomiwszy sobie brzmienie wypowiadanych przez nas zdań. Jest to bowiem coś, co należy przyjąć „z dobrodziejstwem inwentarza” – nasz głos świadczy przecież o naszej indywidualności. Specjaliści z tej branży wyróżniają „słyszenie” wewnętrzne i zewnętrze, akcentując tym samym różnicę w tym, jak jesteśmy odbierani, a jak wydaje się nam, że mówimy. Przekonują, że dopiero odsłuchanie nagranego, własnego głosu i sposobu wypowiadania się da nam całościowy obraz tego, jak posługujemy się naszym językiem.

Niezmiernie istotnym jest, by ta świadomość nie stała się przyczyną kompleksów lub redukcji ilości kontaktów międzyludzkich. Jeśli przestaniemy odzywać się do innych, to stracimy znacznie więcej niż tylko okazję do konwersacji. Milczenie może i jest złotem, ale dla dobra zdrowia psychicznego nie warto w życiu zostawać Midasem.

Dodaj komentarz